Zaczytałam się ostatnio. Choć u mnie to normalny stan, gdy w moje ręce trafi dobra książka. I niestety nie jest to "Shirley", o której ostatnio wspominałam. Mozolnie brnęłam w tę historię, nie chciałam jej od razu spisywać na straty, ale w końcu, po dobrym miesiącu, odpuściłam, gdyż walka była nierówna. Zniechęciły mnie wszechobecne opisy wszystkiego (dosłownie). Miałam ochotę na romans, a dostałam szczegółowy opis każdej osoby, pomieszczenia etc. Mogłoby to być zaletą, oczywiście, ale nie w takiej ilości. Opisy dominowały, natomiast wydarzeń trzeba było szukać pośród nich. Na przestrzeni kilku stron nic się nie działo (od razu przywodzi mi to na myśl skadinąd popularną wśród starszego pokolenia "Modę na sukces", gdzie jedna z postaci się przewracała i trwało to trzy odcinki). Czekałam więc cierpliwie na rozwój i przyspieszenie akcji, ale cóż.. zawiodłam się. Jednak nie wykluczam powrotu do tej pozycji, być może dam jej jeszcze szansę.
Tymczasem chciałabym wspomnieć o serii, którą polecił mi znajomy. Pożyczone od niego książki niezwykle szybko wróciły do właściciela. Na chwilę obecną została mi w domu tylko jedna część. Mieliście okazję czytać fantastykę w wykonaniu Andrzeja Pilipiuka? Jeśli nie, to koniecznie zapoznajcie się z cyklem "Kuzynki". Tajemnica wyczuwalna od pierwszych stron, magia, alchemia z dawką historii. Polska fantastyka w świetnym wydaniu. Zajrzyjcie koniecznie, nie pożałujecie.
Więcej szczegółów w późniejszym terminie. Ja zabieram się za ostatni tom. 😊