No i stało się.. "Znachor" wciągnął mnie w swoją fabułę bez reszty i nie pozwolił oderwać się od lektury, zanim historia nie dobiegnie końca. Przyznam szczerze, że początkowo nie byłam przekonana do tej pozycji. Co więcej, po przeczytaniu kilku stron zastanawiałam się, czy nie odłożyć tej książki na półkę. Teraz jestem jednak "mądrzejsza" o kolejne 300 stron i z całą pewnością mogę stwierdzić, że byłoby to z mojej strony wielkim błędem. Tadeusz Dołęga - Mostowicz stworzył, w moim mniemaniu, historię niezwykłą, chwytającą za serce i jednocześnie pouczającą. Nie sposób dostrzec w niej sztuczności. Bohaterów szybko można polubić, związać się z nimi i w napięciu oczekiwać na rozwój wydarzeń.
Książkę tę czyta się niezwykle szybko i płynnie. Nie ma niepotrzebnych niedomówień. Cała historia składa się w logiczną całość. Mam tylko jedno "ale" - ciekawi mnie, co stało się z doktorem Pawlickim. Czytając, cały czas podejrzewałam, iż w końcu przekona się on do miejscowego znachora i zamiast toczyć z nim wojny, będzie czerpał z wiedzy tego umiejętnego człowieka. Nie dowiem się już, jak potoczyły się jego losy, ale najważniejsze, że główny wątek został rozwiązany w sposób naturalny. Ogrom szczęścia bohaterów, których los spleciony od dawna, pomimo rozłąki i wielu trudności, łączy się na nowo, a w ostateczności przynosi efekt w postaci odnalezionego szczęścia, a nawet życia, czytelnikowi również przynosi ukojenie i sprawia, że z czystym sumieniem może odłożyć tę książkę. Tak, dopiero teraz, w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku wobec książkowego bohatera, będąc z nim i wspierając przez te ponad 300 stron jego historii.
Kultura sprzed lat i ówcześnie używany język to kolejne walory tej pozycji. Czytając w tym roku wiele książek z gatunku fantastyki, miło było przenieść się do tego okresu i poznać zupełnie inną historię.
Polecam wszystkim z całego serca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz