Gorąco, prawda? Ja dzisiaj się rozpłynęłam.. przy stoisku z książkami w
Biedronce. I nie, to nie efekt nadmiernej ilości słońca. Niektórzy już pewnie
słyszeli, że ów dyskont po raz kolejny wprowadził promocję - tym razem bodajże
chwalą się 2 000 000 egzemplarzy. Z racji tego, że wkrótce dzień dziecka,
przeważają pozycje dla najmłodszych. Jednak w tym niezgrabnym stosie znalazłam
perełkę. Zupełnie niedawno pisałam na temat "Znachora". W swojej
opinii zawarłam stwierdzenie, że już się nie dowiem, co się stało z doktorem
Pawlickim. Jakże się pomyliłam! Spod stosu bajek, biografii i poradników
nieśmiało wyglądał "Profesor Wilczur". Już miałam przejść obojętnie,
bo czas naglił, jednakże ten tytuł przykuł moją uwagę. Okazało się, że jest to
kontynuacja "Znachora"! Nie muszę chyba pisać, że opuściłam sklep
razem z tą powieścią? Teraz być może poznam odpowiedź na nurtujące mnie
pytania. Szczerze mówiąc nie zdawałam sobie sprawy, że mogę poznać dalszy ciąg
tej historii. Jestem również ciekawa, czy kontynuacja sprosta moim
oczekiwaniom, czy jednak mnie rozczaruje. Nie pozostaje mi nic innego, jak
tylko zagłębić się w treść, aczkolwiek wszystko w swoim czasie.
Obecnie wróciłam do lektury cyklu o Sookie Stackhouse. Aktualnie jestem na
półmetku przedostatniego tomu. Ciekawi mnie niezmiernie zakończenie całego
cyklu. Zalecenia? - cierpliwość, spokój i czas wolny.
Co do wolnego czasu, postaram się go także wygospodarować, żeby częściej tu
zaglądać i przede wszystkim zostawić po sobie jakiś ślad obecności. Treściwy,
konkretny i nie pozbawiony sensu.
Chcę jeszcze na koniec wspomnieć o wyżej wymienionej akcji. Idea dobra,
cena zdecydowanie zachęca do sięgnięcia po książkę dla siebie, czy też na
prezent. W pewien sposób promowane jest czytelnictwo, aczkolwiek sposób
prezentowania, wystawiania proponowanych pozycji woła o pomstę do nieba! Mi,
jako czytelnikowi, nie podoba się to, że te wszystkie egzemplarze są wrzucone
do jednego kosza i tym samym niejednokrotnie zniszczone. Nie mogę patrzeć na zagięte
narożniki i pomięte okładki.. Szkoda pracy i zaangażowania tak wielu ludzi, którzy
starali się o to, by każdy z nich cieszył czytelnika. Nie raz udaje mi się
wybrać coś godnego uwagi, aczkolwiek bywa i tak, że rezygnuję z zakupu, gdyż
kilkudziesięcioletnie tomy, które stoją na półkach w moim domu rodzinnym
wyglądają o wiele lepiej, niż te oferowane przez markety - sponiewierane przez
dziesiątki klientów. Reasumując, pomysł popieram, ale jednocześnie apeluję, by
uszanować książki, gdyż wielu jeszcze może się nimi wtedy cieszyć.